Sign up to see more
SignupAlready a member?
LoginBy continuing, you agree to Sociomix's Terms of Service, Privacy Policy
By continuing, you agree to Sociomix's Terms of Service, Privacy Policy
Pięć miesięcy. 150 dni. 3600 godzin.
Minęło pięć miesięcy, odkąd odszedłeś i w rzeczywistości, to niewiele czasu, ale na pewno tak się wydaje. Bycie ograniczonym do czterech ścian tego domu spowolniło i przyspieszyło czas naraz. Wygląda to tak, jakby to było całe życie temu, kiedy wyjechałeś, ale jednocześnie, czujesz się tak, jakby było wczoraj znowu.
W większości, Nauczyłem się być w porządku z twoją odejściem, ale czasami to nadal boli. Są dni, kiedy utknąłem i zaczynam opowiadać się o każdej rzeczy, którą kiedykolwiek sobie powiedzieliśmy. Żałuję, że nie zrobiłem rzeczy lub działałem inaczej, ponieważ wtedy może sprawy nie załamałyby się tak, jak to zrobiły.
Czuję się okropnie, że nawet teraz myślę o tobie i o tym, jak myślę, że jestem winny za to, że się rozpadamy. Jakaś mała część mnie wciąż myśli, że mogłem coś zrobić, żeby powstrzymać cię przed odejściem.
Z perspektywy czasu rozumiem, dlaczego zabrałeś wszystko i uciekłeś tak szybko, jak to zrobiłeś. Jestem kimś, kto czuje się jak w domu tylko w środku huraganu, który rozrywa domy i topi całe miasta z istnienia. I nie o wszystkich zapominam, zwłaszcza że nie potrzebujesz chaosu masowego rażenia, aby przetrwać nieznośną przyziemność codziennego życia.
Czasami czuję, że straciłem cię wcześniej niż chciałem, ale wiem, że nie czujesz tego samego. Myślenie o tym jest tym, co boli najbardziej. Zawsze mogłem powiedzieć, że masz ochotę znaleźć wyjście. Odpuściłeś tak łatwo, jakbym nic nie miał na myśli, jakbym był niczym.
To bolesne serce, że w tamtych dniach mój smutek wylewa się ze mnie tak szybko, że nie mogę tego powstrzymać. Żałuję kogoś, dla kogo nigdy nie miałem znaczenia i postanowiłem zabrać jego sekrety do grobu, wierząc, że moje lęki są prawdziwe.
Przysięgam, przestałbym o tobie myśleć i pozwoliłbym ci odejść, gdybym mógł. Nie trzymam się, bo chcę, po prostu nie wiem, gdzie stłumić cały gniew i ból, który niosę od ciebie.
I może myślę, że się stracę, jeśli nie będę na ciebie zły, usprawiedliwiając, kim jesteś, a nawet cię opłakując. Nie jestem pewien, dokąd pójdzie, kto z tobą byłem, jeśli nie pozwolę ci już żyć w głębi mojego umysłu.
To, co mi zrobiłeś, nie ma już znaczenia, to już przeszłość, minęło, ale to nie znaczy, że nadal czasami nie boli.
Teraz, te wszystkie miesiące później, wszystko, co mogę powiedzieć, to to, że stało się tak, jak miało być. Byliśmy skazani tylko na to, by zapalić się w płomieniach i wiedziałem o tym. Nic się nigdy nie zmieni, że nie mieliśmy pozostać w swoim życiu.
Porzuciłem pomysł, że wszystko mogło się skończyć inaczej. Gdyby mogli skończyć inaczej, zrobiliby to, ale nie zrobili tego.
Uważam za mocne, jak artykuł przechodzi od bólu do akceptacji, nie tracąc autentyczności żadnej z tych emocji.
Szczerość w kwestii wciąż myślenia o kimś, komu nie zależało wystarczająco, by zostać, jest brutalna, ale konieczna.
Nigdy nie utożsamiałem się z czymś tak bardzo, jak z 'Nie trzymam się, bo chcę'.
Czasami szczegóły nie mają tak dużego znaczenia, jak uczucia, które po sobie pozostawiają.
Sposób, w jaki czas staje się bez znaczenia, a jednocześnie pochłania wszystko po rozstaniu, jest tutaj tak dobrze uchwycony.
Czytanie tego sprawia, że chcę się skontaktować z moim byłym, ale wiem, że nie powinienem.
Właśnie to sprawia, że rozstania są tak skomplikowane. Dwie osoby mogą doświadczać tego samego związku zupełnie inaczej.
Wzmianka o nieznośnej banalności życia codziennego naprawdę mnie poruszyła.
Samoświadomość w tym utworze jest zarówno piękna, jak i rozdzierająca serce.
Wcale nie dramatyczna, kiedy się przez to przechodzi. Niektórzy ludzie naprawdę dobrze się czują w chaosie.
Ten utwór doskonale oddaje tę dziwną przestrzeń między akceptacją a trzymaniem się.
Obrazy tonących miast naprawdę podkreślają destrukcyjny charakter niektórych związków.
Właściwie odnajduję pocieszenie w świadomości, że inni przechodzą przez te same emocje.
Kontrast między chęcią odpuszczenia a niewiedzą, jak to zrobić, jest tak dobrze wyrażony.
Przeszedłem przez coś podobnego, ale osiągnięcie takiego poziomu jasności zajęło mi znacznie więcej niż pięć miesięcy.
Wiersz o zabieraniu sekretów do grobu zamiast mierzenia się z lękami naprawdę podkreśla problemy z komunikacją.
Uwielbiam to, jak to oddaje sprzeczność wiedzy, że to koniec, ale wciąż odczuwania bólu.
Nie, myślę, że o to chodzi. Akceptacja nie zawsze jest czysta i doskonała.
Akceptacja na końcu wydaje mi się wymuszona. Jakby próbowali/próbowały przekonać samych siebie.
Coś w wersie 'puściłeś/puściłaś tak łatwo, jakbym nic nie znaczył/znaczyła' po prostu mnie zniszczyło.
Serce mi się kraje, gdy to czytam, ponieważ sama/sam przechodzę przez coś podobnego.
Matematyczny rozkład czasu na początku naprawdę podkreśla, jak świeża jest jeszcze rana.
Uważam za interesujące, jak autor/autorka przyznaje, że wiedział/wiedziała, że to skończy się w płomieniach, ale mimo to został/została.
Czy możemy porozmawiać o tym, jak pięknie napisana jest ta metafora huraganu? Naprawdę oddaje istotę niezgodności.
Sposób, w jaki opisują żal wylewający się niekontrolowanie w niektóre dni, jest tak dokładny, że aż boli.
Nie sądzę, żeby to było romantyzowanie. To po prostu bycie szczerym/szczerą co do zagmatwanej rzeczywistości uzdrawiania.
Czasami zastanawiam się, czy za bardzo romantyzujemy ból rozstań poprzez takie pisanie.
Fragment o utracie siebie, jeśli odpuści się złość, naprawdę skłonił mnie do przemyśleń na temat mojego własnego procesu leczenia.
To, co do mnie przemawia, to to, jak możemy rozumieć, dlaczego ktoś odszedł, ale nadal czuć się zranionym/zranioną przez jego/jej odejście.
Autor/Autorka doskonale uchwycił/uchwyciła to dziwne zawieszenie między świadomością, że to koniec, a wciąż odczuwanym utknięciem.
To dość nietaktowne. Każdy przetwarza stratę inaczej i nie ma ustalonego czasu na uzdrowienie.
Uważam, że pięć miesięcy to długo, żeby wciąż tak bardzo przejmować się kimś, kto zdecydował się odejść.
Czuję się, jakbym czytał/czytała strony z własnego dziennika. Sposób, w jaki czas się zakrzywia po odejściu kogoś, jest taki dziwny.
Uderzył mnie wers o byciu kimś, kto czuje się jak w domu podczas huraganów. Czasami po prostu fundamentalnie różnimy się od ludzi, których kochamy.
Interesująca perspektywa na temat tożsamości powiązanej ze smutkiem. Nigdy o tym w ten sposób nie myślałem/myślałam.
Rozumiem te uczucia, ale myślę, że trzymanie się złości rani tylko nas samych na dłuższą metę.
Czy ktoś jeszcze złapał się na potakiwaniu głową w części o tym, że nie wie, gdzie podziać całą złość i ból? Dokładnie tak się czułem.
Pisanie jest piękne, ale myślę, że autor musi być dla siebie łagodniejszy. Pięć miesięcy to wciąż bardzo świeży okres na przepracowanie rozstania.
Metafora huraganu jest niesamowicie mocna. Doskonale oddaje, jak niektórzy ludzie rozwijają się w chaosie, podczas gdy inni potrzebują spokoju.
Nie zgadzam się z obwinianiem się w artykule. Czasami związki po prostu nie wychodzą i to nie jest niczyja wina.
Fragment o tym, że czas wydaje się płynąć zarówno wolno, jak i szybko po rozstaniu, jest tak trafny. Doświadczyłem tego samego, kiedy mój związek zakończył się w zeszłym roku.
Ten artykuł naprawdę trafia w sedno. Surowa szczerość o żalu i odpuszczaniu to coś, z czym wielu z nas może się utożsamić.